czwartek, 24 października 2013

Kolejowe koty


Trafiają tu przypadkiem. Wygłodniałe, wystraszone, nieufne. Rzucają się na kawałek chleba, oderwany z kanapki.
Kiedyś były kotami domowymi - pieszczonymi, oswojonymi, kochanymi. A któregoś dnia zapewne pan wsadził kociaka do samochodu, wywiózł za miasto i wypuścił w krzakach… "Kot sobie poradzi"… Nie będzie już drapał pięknych foteli ani spał na sukience pani. Ani zostawiał sierści na czarnych spodniach pana. Ani miauczał o jedzenie, kiedy państwo się spieszą.
Tutaj wtulają się w umorusany, ciepły drelich człowieka, który przysiadł zmęczony. Tu bez przeszkód drapią kolejowe obskurne siedzenia.  Kładą się spać na połamanym stołku przy grzejniku. A ludzie dzielą się z nimi swoją kanapką, przynoszą puszkę whiskasa w tajemnicy przed żoną, która liczy każdy grosz z marnej pensji…W prowizorycznej miseczce - podstawce wyciągniętej spod doniczki - dostają czasem porcję mleka.
Koty ciężko pracują na swój ciepły kąt. Kiedy wyłapią już wszystkie myszy, a nawet szczury w pomieszczeniach, przynoszą swoje trofea z daleka, żeby pokazać człowiekowi swoją przydatność - i podarować…
Kolejowe koty nie żyją długo. Lawirują między wagonami, przebiegają przed rozpędzoną lokomotywą; przestraszone hałasem, zdezorientowane wybiegają spod jednego pociągu - prosto pod drugi…
Nie są tu bezpieczne. Ale nie mają alternatywy: nikt inny ich nie chce…

PS. Może ktoś chciałby chociaż tego małego? Jest grzeczny, kochany i taki jeszcze ufny... Szkoda go... Całe kocie życie przed nim...

PS 2: Kotek ma szansę na domek!

PS 3: Hurrrrra!!! Kotek już ma swój dom :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz