Kolejowe koty
Trafiają tu przypadkiem. Wygłodniałe, wystraszone, nieufne. Rzucają się na kawałek chleba, oderwany z kanapki.
Kiedyś były kotami domowymi - pieszczonymi, oswojonymi,
kochanymi. A któregoś dnia zapewne pan wsadził kociaka do samochodu, wywiózł za
miasto i wypuścił w krzakach… "Kot sobie poradzi"… Nie będzie już
drapał pięknych foteli ani spał na sukience pani. Ani zostawiał sierści na
czarnych spodniach pana. Ani miauczał o jedzenie, kiedy państwo się spieszą.
Tutaj wtulają się w umorusany, ciepły drelich człowieka,
który przysiadł zmęczony. Tu bez przeszkód drapią kolejowe obskurne
siedzenia. Kładą się spać na połamanym
stołku przy grzejniku. A ludzie dzielą się z nimi swoją kanapką, przynoszą
puszkę whiskasa w tajemnicy przed żoną, która liczy każdy grosz z marnej pensji…W prowizorycznej miseczce - podstawce wyciągniętej spod doniczki - dostają czasem porcję mleka.
Koty ciężko pracują na swój ciepły kąt. Kiedy wyłapią już
wszystkie myszy, a nawet szczury w pomieszczeniach, przynoszą swoje trofea z
daleka, żeby pokazać człowiekowi swoją przydatność - i podarować…
Kolejowe koty nie żyją długo. Lawirują między wagonami,
przebiegają przed rozpędzoną lokomotywą; przestraszone hałasem, zdezorientowane
wybiegają spod jednego pociągu - prosto pod drugi…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz